czwartek, 22 stycznia 2015

Nasze postępy w walce z AZS

Bardzo dawno nie pisałam nic o skórze naszego Malucha - pora więc nadrobić zaległości ponieważ od wakacji zmieniło się bardzo dużo i to na plus :-)
Lato to był bardzo ciężki dla nas czas - spędzaliśmy go głównie w domu ze względu na wysokie temperatury. W domu mieliśmy około 26 stopni, skóra Piotrusia była bardzo czerwona na całym ciele i swędziała go. Nie mogłam doczekać się końca upałów, na szczęście w sierpniu polecieliśmy na dwutygodniowy urlop do Anglii, gdzie temperatura powietrza była naprawdę super - około 22-25 stopni max. Skóra od razu była lepsza, najczęściej czerwone i szorstkie plamy pojawiały się na twarzy. 
Po powrocie do Polski z każdym dniem było coraz lepiej. Skóra wygładziła się i pozostało jedynie kilka miejsc, gdzie ciągle "coś" się działo. Było jednak naprawdę dobrze i nawet synek mniej się drapał. Dermatolog poradziła by zastosować w tych trudnych miejscach kurację: kilka dni Pimafucort i 3 dni przerwy i...zadziałało! Trwało to wprawdzie dobre kilka tygodni, ale udało się, skóra wyzdrowiała w tych kilku charakterystycznych miejscach. Zauważyłam, że takie kuracje są bardzo dobre dla skóry: gdy mamy taki problem, że w jakimś miejscu lub kilku miejscach pojawiają się zmiany na skórze i jest problem by je "przegonić" to naprzemienne działanie maściami/kremami silnym i łagodnym daje bardzo dobre rezultaty. Czasem po miesiącu stosowania można silniejszą maść zamienić na inną, by skóra nie przyzwyczaiła się do działania jednej i tej samej substancji.

Skóra Piotrusia bardzo wyładniała, stała się gładziutka, milutka w dotyku i nawet na twarzy bardzo rzadko coś "wyskakiwało". Dlatego zaczęłam pomalutku rozszerzać sobie dietę i włączać do niej już różne wędliny (bo tych domowych miałam serdecznie dość), więcej różnych owoców, soków, warzyw. 
W tym czasie dostaliśmy też skierowanie do alergologa. A propos alergologa - ogromnie denerwuje mnie (czyt. doprowadza do szału), że w dobie internetu i telefonów muszę specjalnie jechać z niemowlakiem do przychodni tylko po to by go zarejestrować na pierwszą wizytę. Zupełnie tego nie rozumiem - po co utrudniać życie pacjentom skoro można by je wręcz ułatwić - widocznie inni mają odmienne zdanie, ech. Na pierwszej wizycie alergolog był niezmiernie zaniepokojony tym, że razem z Piotrusiem jesteśmy na tak restrykcyjnych dietach. Powiedział, że tak nie może być, szczególnie, że nie wiemy co synka uczula. Kazał rozszerzyć Piotrusiowi dietę o jajko, o mięso z kurczaka i inne produkty i obserwować. Dodatkowo skierował Malucha na badanie Ige z krwi. 
Żółtko i mięsko z kurczaka przeszło bez żadnych problemów, po białku jajka zauważyłam "wyskakujące" nagle białe bąbelki na czerwonej skórze dłoni i czole, hmmm...Po jakimś czasie wprowadziłam znowu odrobinkę białka i nic, także teraz co dwa dni daję synkowi żółtko i odrobinę białka. Zaczęłam dawać mu też rybkę. Ja sobie również rozszerzyłam dietę o jajko i ser żółty - czytałam w jakimś artykule, że ze wszystkich produktów nabiałowych, ser żółty bardzo rzadko jest przyczyną uczulenia. I faktycznie, nic Piotrkowi nie było. Lekarz powiedział, że badanie nie wykazało alergii.

Zaczęłam więc jeszcze bardziej rozszerzać dietę. Teraz jem prawie wszystko, jednak mleka w czystej postaci i białych serów mało. Piotrusiowi też dałam skosztować odrobinkę twarogu, sera żółtego, czy owoców z twarożkiem ze słoiczka. No i niestety od tej pory kiedy zaczęłam jeść niemal wszystko, dzień w dzień Piotruś ma brzydką skórę na twarzy - czerwone, suche placki, podobne tylko mniejsze wypryski pojawiły się na karku i pleckach. Karmię go już mniej bo tylko około 3 razy w ciągu dnia i w nocy.

Po kolejnej konsultacji alergologicznej dostaliśmy receptę na maść "robioną", którą mamy smarować miejsca gdzie pojawiają się zmiany. Dodatkowo dostaliśmy skierowanie na badania alergologiczne pod kątem już konkretnych alergenów. Jestem bardzo ciekawa jaki będzie wynik.

Mimo, że ta cała alergia tak się ślimaczy już ponad 10 miesięcy to jestem szczęśliwa, bo synkowi już nie dokuczają zmiany skórne w takim stopniu jak dawniej. Ogromnie cieszę się, że jest taki postęp :-) Wiem, że Piotruś wyrośnie z tego.

4 komentarze:

  1. Hmmm... Powiem Ci,.że dziwię się,.że tak usilnie robią badania takiemu naluszkowi .. bo mogą one wyjść fałszywie negatywne.. W mojej przychodni alergolog dziecięcy i inni znani mi alergolodzy wychodzą z założenia, że najwcześniej testy alergologiczne (i przeciwciała IgG i na konkretne alergeny z krwi czy wziewne), można robić po ukończeniu 2 rz. A i wtedy nie ma 100% pewności, że wyjdą prawidłowo.

    Na Twoim miejscu powtorzylabym te badania za 2 lata, a tymczasem obserwuj Piotrusia. Jeśli masz możliwość zrobienia testów nieinwazyjnych (bez użycia igieł, po prostu poprzez trzymane w dłoniach diody sprawdzany jest wpływ alergenu na pole elektromagnetyczne) to polecalabym Ci właśnie to badanie. Ono jest najbardziej wiarygodne.

    Super, że mimo wszystko taka ta sprawa idzie w dobrym kierunku! :) :) Będzie dobrze!!

    Uściski dla Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie widzę, że te badania nie są zbyt wiarygodne, dlatego polegam głównie na własnych obserwacjach. Też czytałam, że takich badań nie robi się tak małym dzieciom. Na szczęście razem z Piotrusiem jemy prawie wszystko.
      To nie jest już to, co działo się pół roku temu :-) Jest to już tylko kwestia wyprysków na twarzy, a nie choroby skóry całego ciała. Czytałam kiedyś na temat badania poprzez pole elektromagnetyczne, ale opinie były bardzo różne - pewien lekarz w telewizji śniadaniowej wypowiadał się negatywnie, dlatego zaniechałam myśli na ten temat.

      Pozdrowienia :-))

      Usuń
  2. Witaj;
    Wiesz co, ja miałam ostatnio duże kłopoty ze zdrowiem dzieci, ciągle zapalnie uszu, zapalenia płuc,katary, kaszle ciągłe choroby - trafiłam po wielu perypetiach - ze szpitalem włącznie do świetnego lekarza - obejrzał dzieci - zrobił badania i wyszły nam pasożyty........

    dla mnie kompletny szok - bo odrobaczam dzieci " standardowo" u zwykłego pediatry - no ale to długa historia -

    W każdym razie chciałam Ci napisać, że podczas leczenia - skóra moich dzieci na rekach - to był szok - totalne AZS - czego nigdy nie mieli - niczym nie mogłam tego poprawić - i lekarz mówi , że taka reakcja organizmu na zatrucie - pasożytami ! poczytaj sobie tutaj- a nuż coś pomoże ?
    To podobno bardzo powszechny problem, wystarczy zjeść niedomyte owoce czy warzywa - truskawki, maliny.........

    http://dziecko-info.rodzice.pl/showthread.php/218731-Paso%C5%BCyty!!!-My%C5%9Bl%C4%99-%C5%BCe-warto-poczyta%C4%87!

    pozdrawiam; W razie czego pisz.

    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za imformacje, artykuł przeczytałam i jestem lekko przerażona...muszę jednak bardziej przestrzegać higieny.

      Usuń