wtorek, 26 sierpnia 2014

Pierwsza podróż samolotem naszego Smyka ;-)

Jak już wcześniej wspominałam, na początku sierpnia mieliśmy zaplanowany urlop w Anglii, a dokładnie w Derby, gdzie mieszka moja rodzina. To były nasze pierwsze 2-tygodniowe wakacje w trójkę, a na dodatek dla Piotrusia pierwszy lot samolotem. Tego lotu najbardziej się bałam - dlaczego?
Po pierwsze obawiałam się jak nasz synek zniesie pobudkę w środku nocy oraz ponad  1,5 godzinny lot na pokładzie samolotu, podczas którego nie ma chodzenia z bobasem na rękach ani baraszkowania na podłodze tylko jesteśmy unieruchomieni w ciasnym fotelu. Dodatkowo powszechnie wiadomo, że niemowlęta i małe dzieci niezbyt dobrze znoszą start i lądowanie ze względu na różnice wysokości i zatykające się uszka. Dowiedziałam się jednak, że pomaga wtedy ssanie - ja przystawiłam synka do piersi, ponieważ przełykanie sprawia, że uszka odtykają się :-)

A teraz czas na relację z naszej podróży :-)

Oczywiście plan organizacyjny przygotowaliśmy już dużo wcześniej i nauczeni poprzednim wyjazdem w góry, spakowaliśmy się już prawie tydzień wcześniej. A rzeczy, które były nam jeszcze potrzebne w tygodniu do użycia, pospisywaliśmy na kartce aby o niczym nie zapomnieć. Na lotnisko do Pyrzowic jedzie się od nas ok. 20 minut, więc ponieważ lot mieliśmy mieć o 6.00 rano, postanowiliśmy wstać przed 3.00 w nocy. Część bagaży wsadziliśmy do auta poprzedniego wieczora, aby było szybciej. O dziwo obudził nas...sam Piotruś, który był naprawdę zdziwiony, czemu rodzice nagle zapalają małą lampkę i wstają zamiast uciszać go i nakłaniać do dalszego spania ;-) Oczy miał okrągłe ze zdziwienia - był to dosyć śmieszny widok :-) Na lotnisko dojechaliśmy szybciutko i całą odprawę biletowo-bagażową oraz celną przeszliśmy bez żadnych problemów. Piotruś był spokojny, dopiero potem zrobił się senny i zasnął na moich rękach, a tu po przebudzeniu czekamy na samolot:


To jest tak, że ile razy człowiek latał bez żadnych komplikacji, czyt. opóźnień, tak teraz gdy lecieliśmy z niemowlakiem i zależało nam by podróż przebiegła jak najsprawniej, pokomplikowało się :-/ Mgła na lotnisku w Pyrzowicach i opóźnienie samolotu nie wiadomo jak długie (dodam, że budują nowy pas startowy przez co część urządzeń nawigacyjnych, które umożliwiają start i lądowanie przy słabej widoczności zostały wyłączone - ma się męża pasjonata ;-) Koło godziny 7.00 zapadła decyzja: przewiozą wszystkich pasażerów naszego lotu autokarami do Balic i stamtąd odlecimy!! Odebraliśmy z powrotem bagaże: dwie duże torby po 25 kg, a na autokar czekaliśmy około 50 minut, w czasie podróży na szczęście Piotruś cały czas spał. W Balicach znowu musieliśmy przejść od nowa całą odprawę i gdy czekaliśmy ponownie w kolejce do odprawy celnej, synek zaczął głośno domagać się jedzenia. Na szczęście bardzo miła obsługa, kazała nam podejść poza kolejnością - bardzo nas to ucieszyło :-) Uff, pozostało nam tylko czekać w kolejce na samolot, który stał na płycie postojowej, ale...brakowało załogi, poinformowano nas, że wylot "opóźni się z przyczyn operacyjnych" wrrrrr...już mi się brzydkie wyrazy cisnęły na usta - miałam naprawdę dość. W końcu po około 5,5 godzinach opóźnienia wylecieliśmy w kierunku Londynu Luton. Hurra!

Na pokładzie samolotu Piotruś dostał specjalny pas bezpieczeństwa dla niemowląt, który wystarczyło podpiąć do mojego, cały start oraz lądowanie przespał przytulony do mnie i nic nie płakał. A w trakcie lotu obudził się, więc był czas na zabawę, np. ćwiczenie brzuszków, grzechotki oraz czytanie magazynu Wizz Air'a:




Po wylądowaniu przywitaliśmy się z moim Tatą i pojechaliśmy autem do Derby. Ten ostatni etap podróży trwał około 2 godziny, nasz dzidziuś był już zmęczony i nie umiał usnąć, niestety bardzo płakał w swoim foteliku. Starałam się jak mogłam aby go uspokoić, śpiewałam i zabawiałam, więc w końcu dotarliśmy na miejsce.

Plusem podróżowania samolotem z małym dzieckiem jest niepisana zasada pierwszeństwa wejścia na pokład ;-) Mąż nie musi już się stresować, że nie znajdzie dla siebie upragnionego miejsca przy oknie ;-D Dodam jeszcze, że podróż powrotna minęła nam już znacznie sprawniej, synek również i ten lot przeżył spokojnie:




A co robiliśmy i jak Piotruś zwiedzał nowy kraj opowiem Wam w kolejnych postach ;-)

4 komentarze:

  1. Pięć i pół godziny???!!!! O my god... Dobrze, że daliście radę mimo płaczu Piotrusia!! Z tym załatwianie wszystkiego poza kolejką rzeczywiście świetna sprawa :) My ostatnio wymienialiśmy Oskarowi paszport. Kolejka była straszna.. Ale wezwano nas bez kolejki ;)

    uściski dla Was!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, już nie raz dzięki synkowi zostałam obsłużona poza kolejką ;-)

      Usuń
  2. Wow to dopiero przeprawa! Dobrze, że puścili Was bez kolejki ale i tak Piotruś dzielny. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny :-) Oj Piotruś został bohaterem dnia!

      Usuń