środa, 22 czerwca 2016

Kastor piecze, czyli coś dla małych kucharzy

Kastor piecze autorstwa Lars Klinting na początku nie interesował Piotrusia, jednak pewnego dnia wyciągnęłam książkę z półki i postanowiłam zainteresować nią synka. Jak to mówią "przynęta chwyciła" :-)

Głównym bohaterem książki jest bóbr Kastor, który obchodzi swoje urodziny. Tego dnia przychodzi do niego Maciuś aby złożyć mu życzenia. Kastor bardzo chce poczestować czymś swojego specjalnego gościa i postanawia upiec babkę. W tym celu szuka starego zeszytu z przepisami swojej babci. Gdy zeszyt znajduje się, dwaj przyjaciele sprawdzają, czy posiadają w kuchni wszystkie potrzebne składniki. Następnie rozpoczynają robienie ciasta, przelewają je do tortownicy, wkładają do piekarnika, zmywają naczynia i nakrywają do stołu. Wtedy słychać dzwonek do drzwi - przychodzą kolejni goście! Jak dobrze, że przyjaciele upiekli babkę! :-)


Kastor piecze, Lars Klinting
Wydawnictwo Media Rodzina   


Dlaczego podoba mi się ta książka?
1. Ponieważ opowiada o dwójce przyjaciół - Maciuś pamięta o urodzinach Kastora i przychodzi do niego w odwiedziny. 
2. Kastor chce się odwdzięczyć i postanawia ugościć Maćka.     
3. Książka przepięknie pokazuje współpracę dwojga bohaterów: Maciuś pomaga szukać starego zeszytu oraz razem z Kastorem sprawdza, czy posiadają wszystkie potrzebne składniki. Kastor smaruje tortownicę masłem, a Maciuś wysypuje bułką tartą. Kastor wbija jajka do misy a Maciuś wsypuje cukier, itd. itp. 
4. Książka jest pewnego rodzaju pięknie zilustrowanym przepisem na przepyszną babkę, w sam raz dla dzieci! Wszystkie czynności są dokładnie opisane krok po kroku i zilustrowane.
5. Ilustracje są przepiękne!

Jeżeli chcecie poznać przepis na pyszną babkę i zobaczyć jak bobry wspaniale ze sobą współpracują przy jej pieczeniu to koniecznie polecam Wam tą książkę! Przy okazji dowiecie się jaki cudowny prezent urodzinowy otrzymał Kastor od swoich przyjaciół :-)












Kiedy czytaliśmy o Kastorze od razu mieliśmy chęć sami upiec taką babkę! Wiąże się z tym zabawna historia. Była to niedziela i po południu chciałam Piotrusiowi zrobić farby domowe z barwnika, synek oczywiście chciał mi pomóc. I oczywiście ja mu pozwoliłam, dałam mu do ręki słoiczek z barwnikiem i....uwierzcie, że barwnik był wszędzie! Wszędzie, wszędzie, wszędzie! Ubrania do zmiany, blat kuchni do kilkakrotnego mycia, podłoga w kuchni do kilkukrotnego zmywania. Brudna łazienka, brudne prześcieradło, ech...do tej pory widzę jeszcze te granatowe kropki, brrrr... ;-) Kiedy uporałam się ze sprzątaniem zaczęliśmy czytać z Piotrusiem i zachciało nam się ...BABKI! A jakże! Kiedy powiedziałam mężowi "a  może zrobimy ciasto?", Marcin popatrzał na mnie z wielkim grymasem na twarzy i mówi: "ale żebym nie musiał już nic sprzątać" ;-D Razem z Piotrusiem zrobiliśmy więc babkę :-D Na dźwięk miksera synek uciekł do pokoju, ale potem wrócił wylizać resztki ;-) Babka wyszła przeprzePYSZNA! Mąż powedział: "Jak dobrze, że nie posłuchaliście mnie i upiekliście ciasto" :-)

Wpis powstał w ramach 4 edycji projektu Przygody z książką

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz